Co ma piernik do wiatraka, czyli czego nauczyłam się o relacjach w Toskanii?
Toskania przyciąga (głównie Amerykanów) swym bezpretensjonalnym urokiem włoskiej prowincji. Przepiękne krajobrazy, serdeczni ludzie i pyszne jedzenie. Zachwyt tym regionem Włoch trwa nieprzerwanie od lat 80 XX wieku do teraz. Można nawet powiedzieć, że ten zachwyt jest dziś nieco banalny. Czy to w ogóle wypada dziś „podniecać się” Toskanią? A co, jeśli możemy się tam nauczyć wiele na temat relacji?
Relacja z sobą…
Od paru lat co roku odwiedzamy rodzinnie Toskanię – zakochaliśmy się w niej od pierwszego wejrzenia, choć każdy członek naszej rodziny widzi w niej coś innego. Dla mnie te tereny emanują niesamowitą energią, która pomaga mi co roku odbudować relację z sobą i naładować własne psychiczne akumulatory. Jak to się dzieje?
Po pierwsze – przepiękne krajobrazy, z łagodnymi wzgórzami i przestrzenią, która kojarzy mi się z ekstremalną wolnością, a zarazem bezpieczeństwem. To trochę tak jakby te widoki mówiły mi „bądź spokojna”, „wszystko będzie dobrze”, „nie martw się”, „znajdź w sobie łagodność” … Zachęcają do refleksji, do zatrzymania, do marzenia i do wyciszenia. Dzięki nim naprawdę czuję się obecna w danej chwili. Wystarczy, że spędzę paręnaście minut na chłonięciu tych widoków i moje myśli zwalniają bieg i ten stan ma tendencję do utrzymywania się.
Po drugie – Toskania zachęca mnie do mądrego dbania o swoje zdrowie: wczesnym rankiem latem pogoda jest tu idealna do biegania, a to jest moja ulubiona forma zadbania o swoje zdrowie. Głowa odpoczywa, nie ma w niej miejsca na żadne myśli, tylko miarowy oddech i krok za krokiem…
Po trzecie – czuję się tam bardzo bezpiecznie. Toskania to wiejskie tereny: poranne pianie koguta, odgłosy zwierząt gospodarskich, zapachy łąk, a do tego bicie dzwonów w pobliskim kościele – to wszystko przypomina mi zapachy i dźwięki mojego dzieciństwa… A za tymi wspomnieniami – odczuwanymi głównie moją emocjonalną pamięcią – przychodzą skojarzenia ciepła, sielanki, spokoju i szczęścia. I oczywiście można powiedzieć, że chodzi tu po prostu o to, że to wakacje i urlopowy luz, ale ja sama wiem, że chodzi o coś więcej…
Relacje w Toskanii – dużo bliskości, dużo intymności.
Toskania to też ważne korzyści związane z relacjami rodzinnymi. Ten wszechobecny spokój udziela się nam wszystkim. A przecież wyjazdy rodzinne to nie tylko cud, miód i orzeszki – bardzo często jest to pole walki i przepychanek: każdy członek rodziny ma w innym momencie muchy w nosie, do tego tłumy, upał i napięcie gotowe. W Toskanii nigdy tego nie czujemy – mimo upału, mamy totalny luz jeśli chodzi o sposoby spędzania czasu – każdy ma tu ogrom wolności co do tego, co chce robić. Gdy już „nabędziemy się” osobno, z dużą radością wracamy do siebie: razem spacerujemy po okolicy, włóczymy się po urokliwych miasteczkach, gotujemy, smakujemy, zachwycamy się. A wszystko na totalnym luzie i bez spiny – toskańskie piano, piano (powoli, powoli) udziela się i nam… Jest czas na spokojne słuchanie się, na podejmowanie przyjemnych, ale też trudnych tematów, na przytulanie się, trzymanie za ręce, turlanie po trawie i zabawy w basenie. To jest dla nas rodzinny raj… I oczywiście zdaję sobie sprawę, że codzienne życie w tym miejscu mogłoby wyglądać inaczej (choć bardzo często zastanawiam się, jakby wyglądał tam codzienny pośpiech i jakoś nie mogę sobie tego wyobrazić), ale to co zyskujemy podczas toskańskich wakacji ładuje nas też jako rodzinę i to wystarczy na cały rok.
Relacje to toskańskie złoto…
Kiedy 8 lat temu przeczytałam książkę Susan Pinker „Efekt wioski” – w mojej głowie wybuchła relacyjna petarda i od tego momentu zaczęłam tropić, jak dobre relacje mogą zmieniać nasze życie i przyczyniać się do naszego dobrostanu. Główną tezą tej książki jest to, jest to, że bezpośrednie (twarzą w twarz) relacje międzyludzkie mają kluczowy wpływ na nasze zdrowie, szczęście i długowieczność. Pinker podkreśla, że choć technologia ułatwia komunikację na odległość, to właśnie fizyczna obecność i regularny kontakt z innymi osobami są niezbędne dla naszego dobrostanu psychicznego i fizycznego. Autorka przytacza badania naukowe pokazujące, że ludzie, którzy utrzymują bliskie relacje społeczne, żyją dłużej, rzadziej chorują i są szczęśliwsi. Wskazuje także na przykład tradycyjnych społeczności, takich jak mieszkańcy Sardynii, gdzie silne więzi społeczne prowadzą do wyjątkowo długiego życia. Sardynia Sardynią – ja główne myśli książki Susan Pinker spotkałam „na żywo” w Toskanii. Gdy w tym roku przeczytałam do tego „Mądrość Toskanii” Ferenca Mate utwierdziłam się w przekonaniu, że Toskania jest mekką dobrych relacji… Czego o relacjach nauczyłam się w Toskanii?
- Toskańskie dzieci wychowują się wśród wielu relacji z dorosłymi – rodziny są duże i wielopokoleniowe. Dla dzieci to bardzo ważne, by mogły obserwować wielu dorosłych, rozmawiać z nimi, powierzać im swoje sprawy i czerpać z ich doświadczenia. Nasze rodziny są zdecydowanie mniejsze, ale tu kryje się szansa dla szkoły – to właśnie miejsce, w którym dzieci mogą uczyć się, jak żyć z innymi, a ich zachowanie spotyka się z natychmiastową reakcją – gdy trzeba dorośli mogą skorygować, a gdy trzeba – dać uwagę i dużo emocjonalnego wsparcia.
- Toskańskie dzieci mają wiele okazji, by próbować różnych aktywności, włączać się w działania rodziców, wypełniać swoje obowiązki i czerpać satysfakcję z tego, że mają realny wkład w życie społeczności… Jak to jest u nas? Mam wrażenie, że świat wielu dzieci ograniczony jest do wirtualnego życia, w którym nawet gdy wchodzi się na kolejny poziom w grze – nie do końca ma to przełożenie na efekty widoczne w rzeczywistości i stąd niewielki wpływ na budowanie własnej samooceny… A ta jest szczególnie ważne dla budowania relacji z innymi… Dlatego tak istotne jest, by szkoła organizowała młodym ludziom okazje do wykazania się, do włożenia wysiłku i dopięcia celu, zrealizowania czegoś… My jako dorośli zawsze możemy być wsparciem, ale to dzieciaki mają stać w centrum działań.
- Toskańskie dzieci widzą, z jak wielu emocji składa się życie – czasem są to radość, szczęście, miłość, a czasem strach, smutek… Ferenc Mate mówi, że to życie jest bardzo ludzkie i bardzo intensywne… Jak to jest u nas? Myślę, że od czasu, gdy smartfonowa rzeczywistość wypełnia nasz czas po brzegi, kontakt z prawdziwymi emocjami staje się rzadkością. Dlatego tak ważne jest, by ze szkoły nie robić Emocjonalnej Antarktydy i uczyć dzieci instrukcji obsługi wszystkich emocji…
- Toskańczycy z chęcią wspierają się wzajemnie – nawet my jako turyści nieraz doświadczyliśmy bezinteresowności mieszkańców tych terenów. Ludzie są życzliwi, sąsiedzi interesują się sobą nawzajem, często się odwiedzają. W Toskanii można mieć emocjonalną pewność, że jesteśmy otoczeni przez ludzi, którym na nas zależy. To piękne i takie rzadkie w naszej kulturze… Robię, co mogę, by w ramach Szkoły Dobrej Relacji uczyć Was, jak kształtować życzliwość – a jest ona naprawę kluczowa dla naszego własnego dobrostanu (potwierdza to szereg różnorodnych badań).
- Relacje ponad wszystko – Ferenc Mate w swojej książce mówi, że dla Toskańczyków nie ma nic ważniejszego niż relacje – rodzinne, sąsiedzkie, międzyludzkie. Moje obserwacje to potwierdzają. Nie mam wrażenia, żeby dla Toskańczyków ważne były pieniądze, nie mam też wrażenia, by ważne były luksusy – domy, jakie odwiedziłam są urządzone w sposób bardzo prosty i funkcjonalny (powiedziałabym nawet, że surowy); życie jest pełne prostoty. Najważniejsze są w istocie relacje i spędzanie czasu z innymi. To jest zdecydowanie spójne z moimi wartościami i pobyt w Toskanii mocno utwierdza mnie w życiowych przekonaniach. Myślę, że dla każdego z nas, a zwłaszcza dla nauczycieli – może to być ważne przesłanie: organizujmy jak najwięcej prostych okazji, by spędzać czas z naszymi uczniami, rozmawiając o wszystkim i o niczym…
- Jak wiele rzeczy może wspierać relacje..? – w Toskanii budowanie relacji jest wspierane przez wiele kwestii: bliski kontakt z przyrodą ładujący osobiste akumulatory, proste grupowe aktywności takie jak wspólne gotowanie i jedzenie (do powtórzenia w szkole!!), proste, nieudziwnione i niewielkie przestrzenie – w których ludzie się nie gubią i które zachęcają do bycia razem (w toskańskim domu jest to duża, zapraszająca kuchnia)… Niesamowicie mnie to inspiruje i wiem, że większość z tych kwestii mogę powtórzyć w szkole, by wspierać budowanie relacji z uczniami i między uczniami…
Toskania – my love…
Máté w swojej książce porównuje toskańską filozofię życia z bardziej zglobalizowanym i pośpiesznym trybem życia, który często dominuje w innych częściach świata. Przywołuje badania i anegdoty, formułując swoje przemyślenia na temat tego, jak zachować równowagę i szczęście w codziennym życiu. Ta lektura ubrała w słowa wszystkie moje (nasze) refleksje na temat mądrości tego regionu… Chociaż słowo „region” w ogóle tu nie pasuje… Toskania to nie region, to stan umysłu i ducha. Genius loci, czyli duch tego miejsca i tego stanu umysłu jest na wskroś relacyjny. I o relacjach może nas bardzo dużo nauczyć…
Co robi na Was największe wrażenie z tych mądrości? Do jakiego życia tęsknicie? Czy da się “zrobić” Toskanię u nas? Napisz proszę w komentarzu, Twoja reakcja jest dla mnie bardzo ważna…:)
Zostaw komentarz