„Nie przyszedł na lekcję, bo nie miał kto go obudzić” – czy mamy kryzys samodzielności wśród dzieci i młodzieży?

Podczas jednego z prowadzonych przeze mnie warsztatów nauczycielom się “ulało”: “Te dzisiejsze dzieci…, one w ogóle nie są przystosowane do życia… Wojtek nie ma zadania, bo nikt mu nie przypomniał, że trzeba je zrobić… a Marysia nie przyszła na kółko sportowe, bo mama zapomniała jej spakować strój”. Bardzo łatwo pójść tą drogą dalej i utyskiwać na “współczesne dzieci” i “współczesną młodzież”. Jeśli śledzicie to, co mówię i piszę, to wiecie, że narzekanie na dzisiejszą młodzież to nie w moim stylu. Czy to jednak znaczy, że problemu nie ma? Kryzys samodzielności – prawda/fałsz?
Dzieci w bańce bezpieczeństwa…
Dzisiejsza młodzież bywa nazywana pokoleniem „płatków śniegu” – delikatnym, nadwrażliwym, nieprzygotowanym na trudności. Dla mnie to określenie brzmi bardzo krzywdząco: dzieciaki są różne, ich historie także. Na zapleczu ich młodego życia toczą się czasem historie, o których nic nie wiemy… Łatwo ocenić, ale mądrzej będzie pochylić się nad tym, dlaczego zdarza się, że obserwujemy brak samodzielności… Agata Żbikowska (instagram: @agata_w_szkole) pisała ostatnio o możliwych przyczynach tego, dlaczego młodzież nie chce się angażować w działania samorządu uczniowskiego. Podoba mi się empatia i zrozumienie, z jaką pochyliła się nad przyczynami. Wymieniła ona 12 czynników, które mogą kryć się za naszą prostą diagnozą, że “ta dzisiejsza młodzież jest taka roszczeniowa i leniwa” (ZOBACZ POST TU).
Z uważnością pochylam się nad młodymi ludźmi, ale z takim samym zrozumieniem chcę usłyszeć głos nauczycieli i wychowawców. I choć określenie “płatki śniegu” brzmi krzywdząco, niesie w sobie echo pewnego zjawiska, które my – nauczyciele, wychowawcy, a często i rodzice – obserwujemy na co dzień. Coraz więcej uczniów nie potrafi samodzielnie działać, myśleć, organizować się, podejmować decyzji, a nawet… znaleźć informacji w dostępnych źródłach. To nie jest oskarżenie. To jest zaproszenie do refleksji…
Pokolenie “płatka śniegu” czy pokolenie, które nie miało kiedy dorosnąć?
Pokolenie płatków śniegu – wrażliwe, delikatne, nieprzystosowane do realiów dorosłego życia. Obwinia się ich o brak wytrwałości, nierealistyczne oczekiwania, niską odporność na frustrację. Ale jako edukatorka i trenerka nauczycieli, patrzę na to inaczej.
Czy na pewno to tylko “ich wina”? Czy nie jest tak, że odebraliśmy im wiele szans na budowanie samodzielności? Przecież dzieci nie stają się odpowiedzialne nagle, w wieku 18 lat. One się tego uczą latami — krok po kroku, porządkując zeszyty, planując czas, gubiąc coś i odnajdując. Tylko… kto im na to pozwala?
Widzę te właśnie dzieci, ale widzę też dorosłych – zabieganych, skupionych na sobie (a często na własnym telefonie), dla których pośpiech stał się codziennym nawykiem. Takich dorosłych – są wśród nich zarówno nauczyciele, jak i rodzice – którzy sami są wymagający i bardzo surowi wobec siebie – nie godzą się na własne porażki, chcieliby, żeby wszystko było zrobione od razu na 200%… To dorośli, którzy nie mają odrobionych lekcji z odpuszczania, którzy rzadko potrafią powiedzieć “spokojnie, świat się nie zawali…” albo “luz, zrobione jest lepsze od doskonałego; I’m enough”… To też dorośli, którzy boją się oddać dziecku kontrolę – bo zrobi gorzej, wolniej, nieidealnie… Możesz mieć wrażenie, że piszę o tych dorosłych oceniająco, z bezlitosnym chłodem… Ale mylisz się… Dlaczego? Bo piszę tak naprawdę o sobie… Bo sama byłam (czasem nadal bywam) taką nauczycielką i taką mamą… I wiem, jaką krzywdę wyrządzam dzieciom… Krzywdę?
Gdy robisz za dziecko zbyt wiele, kradniesz mu poczucie sprawczości…
Badanie Harvardu, trwające ponad 70 lat i obejmujące 400 dzieci, pokazało jasno: dzieci, które miały obowiązki i mogły podejmować działania samodzielnie, wyrosły na dorosłych z wyższą samooceną i silniejszym poczuciem własnej wartości. Wniosek? To nie nagrody i wyręczanie budują dziecko. To działanie. Jeśli robisz za dziecko zbyt wiele, kradniesz mu jego samoocenę.
Dzięki temu, że dziecko zaplanuje, spróbuje, sprawdzi, pomyli się, skoryguje, zrobi ponownie – a przede wszystkim dzięki temu, że DZIAŁA – dostaje ważne informacje na temat tego, co robi i samego siebie… To fundament adekwatnej samooceny. Okazuje się zatem, że od najmłodszych lat powinniśmy jak najczęściej pozwolić dziecku działać… Wiem, że gdy przeczyta to nauczyciel Montessori uśmiechnie się pod nosem (samodzielność jest podstawą tego nurtu edukacyjnego), ale polska szkoła ani polskie domy nie wyglądają jak dzień zajęć w Montessori. Na bardzo niewiele pozwalamy naszym dzieciom i ma to silne przełożenie na ich samoocenę. Ona nie bierze się z pochwał, nagród, z gadania – by się kształtowała – trzeba podejmować działanie.
Ten problem staje się bardzo palący podczas dojrzewania… Zauważyłam, że współczesna młodzież coraz mniej DZIAŁA, bo po prostu ma na to działanie dużo mniej czasu… Wszyscy wiemy, na co ten czas jest przeznaczany… Od scrollowania tiktoka albo instagrama samoocena się nie buduje (badania mówią, że jest dokładnie odwrotnie)… Obserwuję też, że czasem młody człowiek ogląda na You Tube motywujące filmiki albo ekran służy mu do rozwijania swojej pasji, ale jeśli za tym nie idzie samodzielne działanie poza przestrzenią wirtualną, to efektu dla budowania się samooceny nie ma…
Dom, szkoła, wychowanie: planujmy rozwój dziecka, a nie tylko oceny.
Trenerka i autorka książek Kamila Rowińska w jednym ze swoich kursów powiedziała, że ważnym momentem jej macierzyństwa było zadanie sobie pytania: czego chciałabym nauczyć moje dzieci zanim opuszczą dom? Jakie kompetencje, nie tylko szkolne, będą im potrzebne? Jako nauczycielka i wychowawczyni dodałabym do tego pytanie: co mają umieć moi uczniowie po skończeniu szkoły? Czy mają być biegli wyłącznie w pisaniu testów, czy chciałabym, żeby wyniosły coś więcej…?
Myślę, że każdego dnia – zarówno jako rodzice, jak i nauczyciele – możemy oddawać część odpowiedzialności dzieciom, uczniom… Chować do kieszeni własny pośpiech, perfekcjonizm, własne lęki – i pozwalać dzieciom DZIAŁAĆ. A młodzież do tego zachęcać… I podczas ich działań – być, towarzyszyć, wspierać, podpowiadać… Na tym właśnie ma polegać mądre wspieranie – nie chodzi o to, by dzieci zostawić i rzucić “radź sobie sam”… W swoim gabinecie słyszę historie dzieci, które czują się samotne, zagubione, bezradne wobec rzeczywistości… Pamiętajmy, że SAMODZIELNY NIE OZNACZA SAMOTNY… Wsparcie jest kluczowe; to my jesteśmy dla działających dzieci/młodych taką bezpieczną bazą… Miejscem, do którego mogą wrócić, gdy coś nie wyjdzie. Ale jednocześnie miejscem, które ich nie zatrzymuje, tylko wypycha w świat. Wsparcie jest konieczne, ale nie wsparcie w stylu: „zrobię to za ciebie”, tylko takie, które mówi: „wierzę, że sobie poradzisz – jestem tu, gdybyś potrzebował/a”. I to jest naprawdę trudna równowaga: być blisko, ale nie zasłaniać. Być obecnym, ale nie kontrolującym. Pytać: „co zamierzasz zrobić?”, zamiast: „daj, zrobię szybciej”.
Jak to wszystko osiągnąć? – odwaga dawania przestrzeni…
Jak to robić? Poprzez zaufanie. Poprzez danie przestrzeni. Poprzez mądre wymaganie. Poprzez rozmowy i obecność. Zamiast chronić przed porażkami – dawajmy przestrzeń do ich przeżywania. To jedyna droga do budowania odporności psychicznej. Nie zabierajmy dzieciom ich szans na rozwój. Nie zamykajmy ich w klatce troski. Wspierajmy z wiarą, że potrafią. Bo naprawdę potrafią.
A teraz – Twoja kolej!
Zatrzymaj się na chwilę i napisz w komentarzu:
- Jakie działania Ty podejmujesz, by wspierać samodzielność swoich dzieci lub uczniów?
- Co było Twoim największym wyzwaniem w „oddawaniu odpowiedzialności”?
Pomyślałam też, że czasem nie wiesz, czego możesz “wymagać” od dziecka i nie masz pojęcia, jak wspierać jego samodzielność i kształtować wytrwałość – jeśli chcesz dostać bezpłatny mini-poradnik: „Jak kształtować wytrwałość naszych dzieci”, zapisz się poniżej. Wyślę Ci go mailem!
Zostaw komentarz