Mniej rywalizacji, mniej zachrzaniania…
Na fali rozmów o tym, jak wielu nauczycieli/nauczycielek jest obecnie w kryzysie, doszłam do wniosku, że jedna z kwestii, która nas dobija to odruch bezustannego porównywania się do innych. To jakieś nasze “zboczenie zawodowe” (mylę się?). Porównujemy się do tego, jak ktoś wykonuje swoje obowiązki, jakie ma relacje z uczniami, jakie ma relacje z rodzicami i z dyrekcją. Porównujemy to, jak sobie ktoś ogólnie radzi i gdy radzi sobie od nas lepiej – mamy doła, a gdy gorzej – myślimy “uf, nie jest ze mną tak źle”.
Mniej rywalizacji…
Prawdziwy taki obraz? Dramatyzuję? Nie ma rywalizacji między nami, nauczycielami/nauczycielkami….?
Rywalizacja jest ZŁA. Zawsze. Zakłada ona, że ja wyrywam, ja czuję się lepiej – gdy ktoś ma gorzej. TO NIE WSPIERA RELACJI – ani z samym sobą, ani z innymi ludźmi.
I to wszystko odnosi się także do naszych uczniów/uczennic!
Mniej zachrzaniania…
Temat rywalizacji dotyczy też relacji między nauczycielami. Zwłaszcza w obecnej, trudnej sytuacji… A lekko nie jest… Obserwuję to, co dzieje się z uczniami, nauczycielami i rodzicami w tym roku szkolnym… Kryzys goni kryzys, w szkole wciąż wybuchają kolejne pożary, a zagrożenie związane z pandemią nie maleje. Jest trudno, czasem bardzo trudno… Zapytacie, jaki ma to związek ze szkolnymi relacjami? Bardzo znaczący! Jeśli żyjemy w trudnym czasie, jeśli mamy mało zasobów emocjonalnych i sami ze sobą nie możemy zbudować bezpiecznej, wspierającej relacji – nie będziemy też mogli budować satysfakcjonujących relacji z innymi. Warto sobie cały czas o tym przypominać.
Niedawno dostałam wiadomość od rozżalonej nauczycielki: „Rozmyślałam sobie dzisiaj dużo o Twoich postach na temat rywalizacji. Że zawsze jest zła. I mam wrażenie, że my (my nauczyciele? A może w ogóle my – Polacy?) mamy jakąś taką okropną (naprawdę koszmarną dla psychiki) tendencję do LICYTOWANIA SIĘ, KTO MA GORZEJ… Pracuję naprawdę dużo, a zdarzało mi się nie raz słyszeć, jak to ja mam dobrze, bo ktoś ma jeszcze więcej…
Jaki to ma sens? Dlaczego tak nam zależy, żeby wszystkim udowodnić, jak to my mamy najtrudniej, a inni mają lepiej? Czy to jest tak, że mam mieć kompleksy (bo mam lepiej) albo ja nie mam prawa być zmęczona czy mieć dość…
Żadna z osób z grona, które mi tak mówią nie ma na myśli nic złego. Ale po co? Po jaką cholerę to sobie robimy…? A nawet gdybym naprawdę po prostu szła już do domu, to co? Czy to naprawdę znaczy, że mam od kogoś lepiej? Czy to w ogóle można porównywać? Po co, dlaczego…? To się łączy się z jakąś idiotyczną tendencją do umartwiania się. Jak nie cierpisz, nie masz źle i najgorzej, to znaczy, że nie wiem… nie starasz się. Albo jesteś mniej wart_jako człowiek… Tak mi się wydaje, że mamy tendencje do takiego myślenia… I to jest jakiś kompletny koszmar, serio. Ugryźmy się czasem w język. Nie róbmy sobie tego…”
Odpuśćmy!
Słuchajcie, mam wrażenie, że tu nie potrzeba żadnego komentarza… Ale chcę napisać jasno:
PRACOWANIE WIĘCEJ, CIĘŻEJ, MOCNIEJ NIE JEST POWODEM DO DUMY. Mamy pracować mądrze, mamy pracować efektywnie, mamy pracować i jednocześnie dbać o siebie… I w żadnym wypadku nie mamy się licytować, kto ma gorzej, bo w ten sposób budujemy szkolną kulturę zachrzaniania, która nie służy dobrostanowi ani relacjom.
Teraz kolej na Was – co myślicie o rywalizacji i o kulturze zachrzaniania w szkole – zarówno w odniesieniu do nauczycieli, jak i uczniów? Czekam na Wasze komentarze!
Zostaw komentarz