Nie trzymam ich za mordę, czyli o motywacji w edukacji znów słów kilka.

Jestem przeciwna zajeżdżaniu uczniów, jestem przeciwna „trzymaniu ich za mordę”, nie jestem zmuszona do grożenia, straszenia, terroryzowania. Nie wiem nawet, czy ja ich w jakikolwiek sposób motywuję… Powiedziałabym raczej, że to magiczne słowo „motywacja” zastępuję “zarażaniem entuzjazmem”, “zachęcaniem do współpracy”, “pokazywaniem osobistych korzyści”. U mnie działa. Kto chce spróbować i zmienić coś w swojej szkolnej praktyce?

 

Czy motywację trzeba wzbudzać?

O motywacji w ujęciu metody „kija i marchewki” pisałam już wiele tu. W tamtym artykule nie padło bardzo ważne hasło – że motywację każdy po prostu ma. Nie trzeba jej wzbudzać, bo jest to naturalny stan wewnętrzny każdego człowieka. Wiąże się z potrzebami – kiedy pojawia się we mnie pewna potrzeba, to pojawia się we mnie stan gotowości do podejmowania określonego działania.

Jak to odnieść do nauki? Dziecko, jak każdy człowiek posiada naturalną potrzebę odkrywania świata i ciekawości – jest ona tak silna, że czasem mały człowiek potrafi narazić się na niebezpieczeństwo, bo jest tak silnie zmotywowany, by tę potrzebę zrealizować (każdy rodzic przerabiał „niebezpieczne zabawy” – z kontaktem elektrycznym, z zapałkami, czy z wanną pełną wody). Dziecko ma naturalną potrzebę uczenia się.

Co z tą szkołą?

Czy prawdą jest, że programy, rozkłady, oceny, uwagi i inne elementy budujące szkołę skutecznie zabijają dziecięcą potrzebę ciekawości świata? Pewnie coś w tym jest… Nauczycielom nie jest łatwo docierać do uczniowskich potrzeb i odpowiadać na nie przy 35-osobowej klasie i jednej godzinie lekcji danego przedmiotu w tygodniu. Istnieją jednak tacy, którzy mimo niesprzyjających warunków zarażają uczniów swoim entuzjazmem i mają naturalną skłonność do podążania za potrzebami uczniów. Jak to wygląda w przełożeniu na metodę małych kroków?

  • po pierwsze: nie „wypruwam sobie flaków”, żeby zmotywować, nie daję sobie wmówić, że to moja odpowiedzialność. Pamiętam, że nie wszystkie potrzeby uczniowskie mogą być zaspokojone od razu, w jednym momencie (podobnie przecież dzieje się w rodzinie). Jednak z każdym uczniem staram się porozmawiać i poznać osobiste motywacje lub potrzeby ucznia. Jeśli otwarcie deklaruje on, że chce „odpękać” mój przedmiot – nie zamieniam się w „apostoła motywacji” i nie zamęczam go.
  • …nigdy jednak nie rezygnuję ze wzbudzania potrzeby uczenia się – gdy znam ucznia, wiem, czym żyje, co go fascynuje – staram się na każdym kroku, czasem mimochodem, odwoływać się do tego i pokazywać, jakie przełożenie ma wiedza na pozaszkolną rzeczywistość; staram się uświadamiać, że nasze szkolne działania mogą wpisać się w ich szerszy życiowy plan (bardzo tu działa odwoływanie się do własnych szkolnych doświadczeń, choć oczywiście nie w tonie „za moich czasów, to młodzież była…”😉),
  • kocham to, co robię – w ankietach jest to pierwsza cecha jaką wymieniają na mój temat moi uczniowie. Nie umiem mówić bez pasji o kulturze, literaturze i psychologii; mam mnóstwo ciekawych przemyśleń, historii i odniesień, którymi dzielę się z uczniami. Moi absolwenci często dziękują mi, że zainspirowałam ich do innego spojrzenia na świat, ludzi i na siebie samych.

  • jestem odpowiedzialnym przywódcą (więcej o tym pisałam tu)– moi uczniowie czują, że trzymam stery, że wiem, co przed nami (egzamin, matura), wiem, co „nad nami” (podstawa programowa), a jednocześnie nie zapominam o ich potrzebach i zapewniam im obszar do decydowania, dlatego…
  • …daję dużo autonomii – od pierwszych lekcji pozwalam decydować uczniom co do wyboru zadań (a jeśli nie mogą wybrać – co do kolejności ich wykonywania), co do form pracy (grupowo, w parach, indywidulanie), co do form prezentowania wiedzy. Nie jestem ich nianią, a jednocześnie wiedzą, że cały czas czuwam i mogę dać im swoje wsparcie. Najlepiej sprawdza się tu oczywiście metoda projektu.
  • nie zamieniam się w żandarma – unikam kontrolowania, śledzenia, wyciągania konsekwencji; co jedyne – rozmawiam z uczniem, gdy widzę, że oddala się od realizacji własnego celu albo łamie zasady ustalone wspólnie w formie kontraktu.
  • świętuję z moimi uczniami sukcesy – regularnie pokazuję, co udało się każdemu z nich z osobna, a co nam jako całemu zespołowi. To „świętowanie” przyjmuje różne formy, ale nigdy nie przegapiam okazji do tego, by docenić ich wysiłek i zachęcić ich do pozytywnej refleksji nad sobą.
  • relacje, relacje i jeszcze raz relacje – odrzucam autorytarny styl wychowawczy, ale też nie godzę się na totalną „samowolkę”. Buduję środowisko, w którym każdy może dbać o siebie, a jednocześnie mieć poczucie bycia częścią większej całości i realizacji dużego planu.

 

A jak jest u Was? Czy w obecnych warunkach da się zastosować któryś z moich sposobów?

Z chęcią poznam Wasze tricki na wzbudzanie (?) motywacji uczniów!

 


Od 5 lat piszę dla Ciebie, nagrywam i dzielę się wiedzą – za darmo. Jeśli masz ochotę wesprzeć finansowo działanie tego serwisu i przyczynić się do jego rozwoju, możesz dokonać wpłaty/przelewu na konto Szkoły Dobrej Relacji. Z serca dziękuję! Razem tworzymy Szkołę Dobrej Relacji!:)

Nr: 06 1140 2004 0000 3902 4218 0587

Tytułem: SZKOŁA DOBREJ RELACJI

Postawy i kompetencje miękkie Refleksje Relacje nauczyciel-uczeń

Comments

  • HANIA ,

    Tylko nauczycielom brakuje już entuzjazmu więc ciężko zarażać i motywować swoich uczniów.

    • Natalia Boszczyk ,

      Wiem, że to ciężkie… Ale gdyby tak stworzyć w szkole “kulturę entuzjazmu”? 🙂

    • Natka ,

      Chcę jeszcze dodać: tak, zgadzam się, że nauczyciele często “jadą na oparach”. Dlatego powtarzam: regularne dbanie o swój dobrostan, o to, by chciało nam się chcieć – to jest podstawą:)

  • Robert ,

    Od wieli lat stosuję jedną i na razie niezmienną zasadę: wychowanie przez działanie. Sam dużo działam dla uczniów, z uczniami i im daję okazję do działania. Kolejne postępy działań są też kolejnymi motywacjami. Zawsze stawiam na pozytywy, z pomocą krytycznej samooceny.

    • Natalia Boszczyk ,

      Czuję to! Ja często stosuję hasło “Ja się nie motywuję, ja działam!” (autorstwa Oli Budzyńskiej).

      Gdzie można przeczytać więcej o Twoich działaniach?

  • Agnieszka ,

    Mam podobne podejście (na tyle, na ile pozwala mi praca w mojej państwowej sp) i wolę relacje od narzekania i terroru. Może dlatego często słyszałam w gim przed egzaminami “to dla pani się uczymy, nam osobiście nie zależy”, choć wolałabym, by robili to dla siebie. Może też dlatego lubimy ze sobą przebywać nawet po odejściu ich ze szkoły. Nie, nie ze wszystkimi, ale ze sporą grupką na pewno. Szacunek dla nich jest u mnie na pierwszym miejscu i jakoś tak widzę, że ten szacunek odwzajemniają. Pozdrawiam z Edukacji na tik toc 🙂

    • Natalia Boszczyk ,

      Dziękuję za komentarz! Uważam, że to najlepsza rekomendacja, że nasi uczniowie pamiętają o nas po skończeniu szkoły:)

  • Polski Portal ,

    Najtrudniejsza rzecz w zyciu to nauczyc sie, ktore mosty przekraczac, a ktore palic. – David Russell

  • Komendy Windows ,

    Naprawdę podoba mi się twój szablon wp, skąd go pobrałeś? Z góry dziękuję!

    • Natalia Boszczyk ,

      To jest praca mojego informatyka WRONA.IT

  • Pianino ,

    Służysz społeczności blogowej, pięknie przy tym składasz frazy. przyjmij najszczersze wdzięczności moich wyrazy 🙂

  • Zostaw komentarz

    Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

    Poprzedni post
    „Mam 11 klas i godzinę zajęć w tygodniu – niech mi pani nie chrzani o budowaniu relacji…”
    Następny post
    Edukacja to relacja, czyli dlaczego nauczyciel jutra powinien postawić na relacje?

    Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce.
    Dowiedz się więcej.

    Call Now Button